czwartek, 11 lipca 2013

W terenie dzieje się!



Niezapomniany dzień badaczy terenowych [Basia i Marta]

Za górami i za pereborami, jechał autostop z etnologami.
Celem były Dołhobrody, wieś przecudnej wręcz urody.
Słynie ona właśnie z tego, że każda chata ma twórcę ludowego.
Pierwszym twórcą była tkaczka, perebora wyszywaczka.
Dobrze tkała, ciężkiej pracy się nie bała.
Dumna była z perebora i do wyszywania skora.
Kiedy Basia z tkaczką obcowała, Marta z Panią Anią rozmawiała.
Dużo mądrych słów użyto, a ja lubię smaczne żyto.


            … I tu skończyło się natchnienie zmęczonych ciężką pracą etnologów. Warto zaznaczyć, że dzień nie zapowiadał się pracowicie, gdyż zapewniony miałyśmy tylko jeden wywiad – z dołhoborodzką tkaczką. Nie powiedziała ona jednak czegoś szczególnie odkrywczego, większość informacji pokrywała się już z przez nas posiadanymi. Kolejne wywiady okazały się być miłą niespodzianką od losu, gdyż im dalej brnęłyśmy, tym były bardziej sympatyczne i pozytywnie zaskakujące. Osoby które odwiedzałyśmy chętnie częstowały nas swoimi wyrobami kulinarnymi. Trafiali się również tacy, którzy koniecznie chcieli nas ubierać w wiekowe spódnice swoich przodków. Nie pomagało to, że byłyśmy nieśmiałe, ani to, że spódnica nie chciała przecisnąć się przez uda (dziewczyny w przeszłości wcale nie były takie krępe jakby się mogło zdawać). Po zmianie garderoby czekała nas urocza sesja zdjęciowa w malwach, które podobno niegdyś rosły jedynie na książęcych dworach. Same wywiady wniosły dużo istotnych informacji, jednak nie na tyle ciekawych, by tu o nich pisać. Rozmowy przeplatane były zabawnymi scenami, takimi jak: duszeniem kaczek przez psa, ale także nieco smutniejszymi, gdy wiersze informatorki wzruszały do łez Basię, bo Marty podobno nic nie rusza.
            Dołhobrody zauroczyły nas swoją gościnnością. Wieczorem opuszczałyśmy wieś nie tylko z pełnymi brzuchami, ale także z torbami wypchanymi po brzegi łupami z terenu. Wśród darów, które otrzymałyśmy od naszych rozmówców znalazły się domowe pomidory, tomiki poezji, pocztówki, skrawki pereborów (jednak istnieją!), materiał z płótna konopnego, etui i kosmetyczka z pereborów. Dodatkowo zostałyśmy uraczone konfiturą z czeremchy, dżemem z czarnych porzeczek, bułką domowego wypieku, kompotem, herbatą, niezliczoną ilością ciastek oraz... migdałową Finezją.
Wyprawy w teren to także niepowtarzalna okazja dla nas – dzieci z miasta – do obcowania z wiejskimi zwierzętami. Dzięki gościnności mieszkańców wsi głaskałyśmy konie, krowy, koty, kilkudniowe kaczuszki oraz owce. Podziwiałyśmy dzieła ludowych artystów: tkaczek, plecionkarza, hafciarki, poetki. Aż żal było nam wyjeżdżać ze wsi, której mieszkańcy przyjęli nas z taką gościnnością.

fot. Aleksandra Paprot
fot.Aleksandra Paprot
fot. Anna W. Brzezińska
fot. Violka Kuś
fot. Violka Kuś
fot. Violka Kuś
fot. Violka Kuś
fot. Violka Kuś
fot. Violka Kuś

1 komentarz: