środa, 17 lipca 2013

Kto jest kto?

I po badaniach... Wszyscy w domu, albo w kolejnej podróży, plon obfity zebraliśmy - 62 wywiady, ok 300 ankiet, zdjęć tysiące, wytkane przez nas perebory, ugryzienia od komarów...

A to my - w pełnej krasie :-)

 Agata, Basia i Karolina (fot. Ola Paprot)

 Włóczka, Kasia i Gosia (fot. Ola Paprot)

 Violka (fot. Ola Paprot)

 Sylwia (fot. Ola Paprot)

 Badacze w oczekiwaniu na jedzenie (fot. Ola Paprot)

 Anna Weronika, Mariola i Filip (fot. Ola Paprot)

 Ola i Ula (fot. Ola Paprot)

 Obserwujący (fot. Ola Paprot)

Marta (fot. Ola Paprot)





niedziela, 14 lipca 2013

Wracać już czas?

 Kostomłoty, fot. Anna Weronika Brzezińska




A nad Bugiem jest żuławsko! [Ola]

Ostatni dzień i ostatnie spojrzenie na nadbużańskie tereny. Tym razem krajoznawczo i turystycznie. Wybraliśmy się do Kostomłot, Kodenia, Jabłecznej i Mościc Dolnych mknąc małym busikiem, którym kierował pan częstujący nas ukraińskimi cukierkami Robin Hood. Osobiście czekałam tylko na mement, gdy znajdziemy się w Mościcach Dolnych. Dlaczego? Na początku XVII wieku zostali tu – nad Bug – sprowadzeni osadnicy olęderscy z moich rodzinnych Żuław. Nie mogłam przepuścić takiej okazji! Niezwykła wieś, niczym wycięta znad Wisły i osadzona nad Bugiem. Krajobraz bliski memu sercu – jak w domu. Dlatego też już pora wracać. Żegnajcie perebory, żegnajcie tkaczki i twórcy ludowi! Wracamy do domu nabrać dystansu i rozpocząć opracowywanie zgromadzonych materiałów.


Wiara nie wiara [Filip]

Niedzielny wieczór, bagaże spakowane, wyczekiwanie poranka, krótka letnia noc która coś przetnie, zakończy dynamiczny i złożony proces budowania grupy, wchodzenia w teren, łapania bakcyla. Jednocześnie czuję niedosyt wyprawy pomieszany z przesytem, potrzebą zmiany miejsca na inne. Trochę szkoda, bo było raźno i miło, bo było wiele śmiechu, ale też potu i łez. Najbardziej szkoda przygody, która – jak czujemy – ledwie się rozpoczęła, by zaraz się skończyć. Nasz wypad nie był jednak obliczony na długoterminowe badania stacjonarne, ile raczej był i, przez tych kilka godzin które pozostały, jest projektem penetracyjnym, służącym rozeznaniu się w stopniu zachowania tradycji tkackich na terenach nadbużańskich Lubelszczyzny. Zaczynaliśmy pełni sceptycyzmu, powtarzając jak mantrę pytanie, czy perebory istnieją, czy aby nie stanowią kolejnej kreacji etnograficznej naszych czasów. Myślę, że opuszczamy ten region znalazłszy pozytywną odpowiedź dającą odpór brakowi wiary. Perebory istnieją, tradycja ich tkania, choć szczątkowo, jest wciąż kultywowana. Możemy mieć nadzieję…

 Kula-śniegula, Fot. Violka Kuś
 


 Matka Boska Kodeńska, fot. Anna Weronika Brzezińska

 Jabłeczna, fot. Anna Weronika Brzezińska

 Jabłeczna, fot. Anna Weronika Brzezińska

 Jabłeczna, fot. Anna Weronika Brzezińska

 Tego bagna nie przekroczymy, Jabłeczna, fot. Anna Weronika Brzezińska

 Mościce, fot. Anna Weronika Brzezińska

Mościce, fot. Anna Weronika Brzezińska

62 wywiady

 Fot. Violka Kuś



Z archiwum perebora [Agata]

Ostatni dzień wywiadów, już bez ankiet, biegania po mieście czy wsi i prób porozmawiania z kimś przez dwie minuty o pereborach. Ostatni przystanek w postaci bardzo rozległej wsi Wyryki, zmusił nas do wykrzesania z siebie resztek sił zarówno fizycznych, jak i psychicznych. Po raz kolejny zaopatrzyłyśmy się w różnorakie słodycze, od batonów po ciasteczka czy lody (osobiście myślę, że przez pierwszy tydzień po powrocie będę krzywo patrzyła na ciasteczka z cukrem, które wielokrotnie zastępowały mi obiad). Duża dawka cukrów pozwoliła mi, Basi i Karolinie przeprowadzić ostatni wywiad opatrzony obszernym komentarzem z życia osobistego naszej informatorki. Jednak naszą największą uwagę we wsi Wyryki przykuły tutejsze koty - grube, leniwe zwierzaki.
Usystematyzowane refleksje po badaniach zapewne będą się pojawiały w najbliższych dniach po powrocie. Zarówno one, jak i czekające na nas transkrypcje nie będą nam pozwalały na zapomnienie pereborach. Myślę, że etnologiczny kryminał stawiający pytanie o istnienie pereborów został rozwiązany i zadanie można uznać za wykonane.


Ostatni wypad [Basia]

No i nadszedł koniec. W sumie nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy. Spacerując po Wyrykach i wypatrując pozostałych we wsi tkaczek, nie dochodziła do mnie świadomość, że dzisiaj zrobię swój ostatni wywiad. Trochę zrobiło się nostalgicznie, zastanowiło mnie, czy spotkałoby mnie coś jeszcze ciekawego, gdybym została tutaj dłużej – ale jak wiadomo nie można przesadzać. Zaobserwowałam u siebie ewidentne zmęczenie materiałem. „A wie Pani jak robili tkaniny z lnu?” „A jak tak właściwie robiło się te perebory?” „A Panią uczyła mama, a może babcia?”. Na początku pytania te budziły szczerą ciekawość i chęć poznania prawdy. Teraz wiem już bardzo dużo, i ciekawość w ciągle powtarzanych pytaniach gdzieś zginęła, przez co zaczęłam wyglądać na osobę nikle zainteresowaną tematem. Kiedy przypomnę sobie wszystkie spotkane osoby, które tak serdecznie ugościły mnie w swoim domu i chętnie zaprosiły do swojego życia, to pragnę zostać tutaj dłużej. Jednak szybkim krokiem nadszedł czas powrotu i transkrypcji, a wspomnienia warsztatów, ręcznie tkanych spódnic, pereborów i miłych uśmiechów należy głęboko zakopać w pamięci.


Pożegnanie z Podlasiem [Marta]

I wreszcie, po dziesięciu długich dniach, dziesiątkach ankiet i wielu wywiadach nadszedł długo oczekiwany ostatni dzień badań. Z początkowej ósemki badaczy zostało już tylko pięć najwytrwalszych. Ostatkiem sił weteranki wyruszyły w ostatnią podróż w teren. Tym razem za cel obrane zostały Wyryki. Pierwsza część zespołu miała zdecydowanie więcej szczęścia z autostopem. My, czyli ja i Kasia, przeszłyśmy 2 km zanim spotkałyśmy kogoś, kto mógł i chciał nas podwieźć. Cóż, ciężko złapać stopa na drodze, na której jedno auto na 7 min to norma. Na szczęście pani, która zabrała nas z sobą okazała się darem od losu. Wskazała nam byłą tkaczkę, do której mogłyśmy się udać. Pani ta, mimo iż sama niewiele nam powiedziała, skierowała nas do pani Kasi, która okazała się być nie tylko skarbnicą wiedzy, ale także tkanych dywanów i spódnic na sprzedaż. Pani Kasia skierowała nas do pana Tadka, który miał posiadać koszule z pereborami. Zachęcone tą wizją,  ochoczo ruszyłyśmy na Wyryki Wolę. Niestety, okazało się, że koszule zostały oddane dla zespołu, ale część zabrała pani Z. W zamian za to, zostałyśmy skierowane do urodzonej w 1926 roku pani Marysi. Jakie było nasze zdziwienie, kiedy usłyszałyśmy, że pani umiała tkać perebory! Jej zdaniem perebory były ładne, ale w jej czasach już całkowicie niemodne. Zdałam sobie sprawę z tego, że strój ludowy, który kojarzył mi się z czymś niezmiennym i stałym, okazał się być zjawiskiem dynamicznym, podlegającym wpływom i przemianom. Perebory istniały, jednak moda na nie przeminęła, tak samo jak minęła moda na flanelowe koszule czy spodnie-dzwony. Ale przecież, każda moda kiedyś wraca. Nieraz w lekko zmienionej formie, czasami szybciej, czasami później. Może pod wpływem kolekcji odzieżowej BIALCONU, może dzięki działaczkom, jak tkaczki z Hruda lub Holeszowa, ale sądzę, że wróci moda na perebory.


  
 Fot. Violka Kuś
 Fot. Violka Kuś
 Fot. Violka Kuś
 Fot. Violka Kuś
 Fot. Violka Kuś
 Fot. Violka Kuś
 Fot. Violka Kuś
 Fot. Violka Kuś
 Fot. Violka Kuś
 Fot. Violka Kuś
 Fot. Anna Weronika Brzezińska

Fot. Anna Weronika Brzezińska

sobota, 13 lipca 2013

Ziemia Obiecana [Anka]

...w prawo na Wisznice, obok Urzędu Celnego, nowy budynek postawiony 4 lata temu, krosna po babci na korytarzu firmy, gdzieś pomiędzy działem marketingu, a przejściem na produkcję. Na dwie zmiany szyte są sukienki, suknie, spódniczki, spódnice, marynareczki i płaszcze, haftowane są dodatki, naszywane kamienie, skanowane kroje. Para buch, wiatrak w ruch, produkcja aż huczy w Bialconie.
Fot. Anna Weronika Brzezińska

...w kolekcji jesień/zima 2013/2014 będzie czarna sukienka, z motywem pereborowym wytkanym na specjalne zamówienie przez Biawenę - niegdyś giganta, co to do Ziemi Obiecanej już nie dotrze. Huk maszyn, wełenkowy pyłek w gardle i w nosie, umęczone twarze osób pracujących w hałasie, nitki ze snowadła na krosno, tkanina z setki nitek w metry gładkiej tkaniny. Nie opłaca się.

Fot. Anna Weronika Brzezińska

...na strychu dwurodzinnego domu opuszczone krosna, niewtkane nitki, nienasnuta osnowa, niepotrzebny kołowrotek. Upał, duszno, dźwięk wyginającej się od słońca blachy. I trzy wnuczki. Babcia je sadzała na łóżku, a sama tkała. Przyglądały się, nitka najpierw szła tu, a potem tu, i krosien no to nie oddadzą. W dawnym pokoju babci w szafie ułożone równiutko tkaniny, niektóre podpisane, bo to pewnie z wystawy. Dziedzictwo przekazane?
 Fot. Anna Weronika Brzezińska

...dopiero co zabili świniaka, sparzone mięso i stado much, tkaniny po zmarłej tkaczce gdzieś tam są, ojciec zaraz przyjdzie, ale w ogóle to po co to wszystko? do czego te pytania? na dworze można porozmawiać. No to przy okazji wywietrzy się na płocie. Pan Antoni pomagał czasem żonie, deski przekładał, na konkursy jeźdźiła aż do Włocławka. Zdjęcie zmarłej w 2006 roku jest w Pracowni Tkackiej w Hrudzie, nazwanej jej imieniem.

(jeszcze była próba zespołu i pieśń o Wołyniu... n emocjonalne dobicie. Chyba)

 Fot. Violka Kuś
  Fot. Violka Kuś
  Fot. Violka Kuś
  Fot. Violka Kuś
  Fot. Violka Kuś
  Fot. Violka Kuś
  Fot. Violka Kuś
  Fot. Violka Kuś
  Repr.. Violka Kuś
  Fot. Violka Kuś
  Fot. Violka Kuś
  Fot. Violka Kuś
  Fot. Violka Kuś
 Fot. Violka Kuś

Wycieczka do Sobiboru [Anka]

Nie samym pereborem człowiek na badaniach żyje, i nie tylko lumpexami... pogranicze kultur i skomplikowanych historii, pamięci i niepamięci, atrakcji turystycznych i miejsc... ciszy? Sobibór - droga przez las; intensywnie zielony, poprzecinany gdzieniegdzie żółcącą się dziewanną i  białą brzeziną skończyła się we wsi. Przeciętej na pół torami, rampą kolejową i drogą prowadząca do kopca usypanego z drobnych kamyczków. Kamyki - symbol pamięci, wielu pamięci, z różnych stron Europy. Droga wysypana piaskiem, obsadzona choinkami, na każdym kamieniu nazwiska, na wielu kamieniach małe kamyczki.

 fot. Aleksandra Paprot
 fot. Aleksandra Paprot
 fot. Aleksandra Paprot
  fot. Aleksandra Paprot