piątek, 12 lipca 2013

Tkanie i spotkanie z plecionkarzem



I był kot Maciuś... [Agata i Karolina]

Dzień rozpoczął się od warsztatów tkackich z panią Stanisławą, która dzielnie nadzorowała nas podczas wykonywania pereborów i jednocześnie pilnowała wnuków. Perebory okazały się nie być aż takie trudne, ale czasochłonne – wymagały skupienia, zręcznych palców i sprawnych oczu (jego brak groził nitkopląsem). Po dwóch i pół godzinie tkania, prowadząc jednocześnie nieustającą obserwację (tzw. kryptowywiad) skończyłyśmy swoje zadanie i mogłyśmy posilić się pomidorami ze szklarni i ogórkami pani Stasi.
Z pełnymi brzuchami wyruszyłyśmy w poszukiwaniu pana plecionkarza sławnego w całej okolicy. Niestety nie zastałyśmy go, więc przeszłyśmy przez chyba całą wieś do pani sołtys, której... również nie było. Był za to jej kot Maciuś, najbardziej rozleniwione zwierzę, jakie spotkałyśmy podczas tych badań. Na szczęście pani sołtys wraz z rodziną wrócili 15 minut później, więc wyczekiwany długo wywiad mógł się odbyć przy kolejnej filiżance kawy.
Głównym punktem wczorajszego dnia okazał się jednak pan plecionkarz, który był twórcą jednego z miliarda kapeluszy królowej Elżbiety. Niesamowity humor, werwa sprawiły, że był to nasz najlepszy wywiad w czasie odkrywania pereborów. Miałyśmy również okazję zobaczyć miejsce pracy twórcy ludowego, które odzwierciedlało nasze wyobrażenie na temat pracowni artysty – nieład, rozgardiasz, specyficzny zapach materiału, z którego wykonywane są kosze. Wyposażone w mnóstwo energii udałyśmy się (a przynajmniej miałyśmy taką nadzieję) w stronę Włodawy, próbując złapać stopa, co było o tyle trudne, że w okolicy nie było widać ani słychać żadnego samochodu. Do bazy dojechałyśmy z zawrotną prędkością 160 km/h, co przypieczętowało nasze wczorajsze zmęczenie.
fot. Karolina Dziubata
fot. Karolina Dziubata

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz