I był kot Maciuś... [Agata i Karolina]
Dzień rozpoczął się od warsztatów
tkackich z panią Stanisławą, która dzielnie nadzorowała nas podczas wykonywania
pereborów i jednocześnie pilnowała wnuków. Perebory okazały się nie być aż
takie trudne, ale czasochłonne – wymagały skupienia, zręcznych palców i
sprawnych oczu (jego brak groził nitkopląsem). Po dwóch i pół godzinie tkania,
prowadząc jednocześnie nieustającą obserwację (tzw. kryptowywiad) skończyłyśmy
swoje zadanie i mogłyśmy posilić się pomidorami ze szklarni i ogórkami pani
Stasi.
Z pełnymi brzuchami wyruszyłyśmy
w poszukiwaniu pana plecionkarza sławnego w całej okolicy. Niestety nie
zastałyśmy go, więc przeszłyśmy przez chyba całą wieś do pani sołtys, której...
również nie było. Był za to jej kot Maciuś, najbardziej rozleniwione zwierzę, jakie
spotkałyśmy podczas tych badań. Na szczęście pani sołtys wraz z rodziną wrócili
15 minut później, więc wyczekiwany długo wywiad mógł się odbyć przy kolejnej
filiżance kawy.
Głównym punktem wczorajszego dnia
okazał się jednak pan plecionkarz, który był twórcą jednego z miliarda
kapeluszy królowej Elżbiety. Niesamowity humor, werwa sprawiły, że był to nasz
najlepszy wywiad w czasie odkrywania pereborów. Miałyśmy również okazję zobaczyć
miejsce pracy twórcy ludowego, które odzwierciedlało nasze wyobrażenie na temat
pracowni artysty – nieład, rozgardiasz, specyficzny zapach materiału, z którego
wykonywane są kosze. Wyposażone w mnóstwo energii udałyśmy się (a przynajmniej
miałyśmy taką nadzieję) w stronę Włodawy, próbując złapać stopa, co było o tyle
trudne, że w okolicy nie było widać ani słychać żadnego samochodu. Do bazy
dojechałyśmy z zawrotną prędkością 160 km/h, co przypieczętowało nasze wczorajsze
zmęczenie.
fot. Karolina Dziubata
fot. Karolina Dziubata
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz