Dzisiejszy dzień obfitował w nowe informacje i wrażenia. Zaczęło się niewinnie,
od przeprowadzenia jednego wywiadu ze spotkaną dzień wcześniej Panią, która
trudniła się nie tylko tkactwem, ale także hafciarstwem, malowaniem pisanek,
wyrobem wielkanocnych palm oraz śpiewaniem pieśni obrzędowych. Wywiad był
interesujący, bogaty w opisy i tłumaczenia, chociaż nie dowiedzieliśmy się
wiele na temat samych pereborów. Okazało się bowiem, że mało kto wie cokolwiek
na ten temat. Ciężko zatem uzyskać jakiekolwiek ważne dla nas informacje.
Perebory stały się swego rodzaju przedmiotem owianym tajemnicą. Chcemy się
dowiedzieć o nich jak najwięcej, a trudno jest znaleźć kogokolwiek, kto wie na
ich temat coś poza tym, że ‘są kolorowe i ładne’. Potem były ankiety i sesja
zdjęciowa. To niesamowite uczucie założyć stary, ludowy strój. Mimo tego, że
spódnica obcierała nogi, mój fartuch nie miał pereborów,
a gorset powodował niemożność zaczerpnięcia oddechu, czułam się wyjątkowo,
zapewne tak, jak czuły się kobiety wieki temu, noszące te piękne stroje. Sam
klimat Hruda i Husinki, w której mieszkamy jest godny pozazdroszczenia.
Wszechobecne pola, świeże powietrze, wianki we włosach i zapierający dech w
piersiach śpiew jednej z naszych koleżanek tworzą tę niepowtarzalną atmosferę.
Powoduje ona, że człowiek ma ochotę zatrzymać czas i zostać tutaj na całe
wakacje, prowadząc wywiady i dręcząc ludzi ankietami.
Utrapienia etnologa – czyli upał za dnia i komary
nocą [Kasia]
Drugi dzień badań nie
rozpoczął się od przeprowadzania ankiet i wywiadów, zaczął się za to sesją
zdjęciową. Mieszkańcy Hruda ze zdziwieniem obserwowali grupę ubranych w
tradycyjne stroje dziewczyn biegających po wsi i wijących wianki. Sesja
przebiegła szybko, przyjemnie i bezproblemowo, chociaż z nieba lał się żar, a
bijące prosto w oczy słońce raczej też nie ułatwiało sprawy. Modele – chociaż
amatorzy – mocno zaangażowali się w stylizację i sprawnie współpracowali z
profesjonalistką po drugiej stronie obiektywu.
Po sesji i dokończeniu
wczorajszych badań w Hrudzie (które również szły sprawnie, głównie dzięki
znalezieniu wielu chętnych do rozmowy informatorów pod lokalnym sklepem),
odwiedziliśmy pracownię tkaczek w Worgulach. Obejrzeliśmy świetlicę, w której
tkaczki spędzają większość swojego czasu, a także przeprowadziliśmy z nimi
wywiady urozmaicone krótkimi lekcjami gwary chachłackiej.
Dzień zakończył się
ogniskiem, które swoim śpiewem umilała Włóczka. Miła atmosfera początkowo
zakłócona została przez zmasowany atak komarów, ale jako dzielni i
nieustraszeni etnolodzy poradziliśmy sobie także i z tym.
Ciekawostka: w drugim dniu badań
Gosi i Marcie udało się znaleźć informatora, który wiedział, czym jest UNESCO.
fot. Aleksandra Paprot
fot. Aleksandra Paprot
fot. Filip Wróblewski
fot. Aleksandra Paprot
fot. Aleksandra Paprot
fot. Aleksandra Paprot
fot. Aleksandra Paprot
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz